Bardzo szybko przyzwyczajam się do dobrego i kiedy coś wymyka się poza ten pozytywny schemat ogarnia mnie złość. Pół biedy, kiedy cała sytuacja w miarę szybko wraca do normy. Gorzej, gdy kryzys się pogłębia. Wówczas moja złość przechodzi w furię. Wtedy niczym na pstryknięcie palców przeistaczam się w podłą Matkę Furiatkę. Mam wówczas ochotę rzucać wszystkim, co znajdzie się w zasięgu mojej ręki. Z ust niczym górski potok wydobywają się wulgaryzmy a nogi same tupią w jakimś dziwnym rytmie. Uwielbiam też trzaskać drzwiami od pokoju i szafek lub deską klozetową. Jakbym mogła to i zastawę bym roztrzaskała w drobny mak, ale... NIE MOGĘ! W końcu jestem matką. Muszę dawać przykład i robić dobrą minę do złej gry. Swoją drogą, fakt że nie mogę wyładować swojej złość i innych negatywnych emocji też mnie totalnie wkurza. Taką już mam naturę, że jak coś leży mi na sercu to musi być wyrzucone na zewnątrz, więc ostatecznie dostaje się mężowi. Na dzieci staram się nie krzyczeć, chociaż nie raz wyle...